Plan był następujący!
Wyruszamy o 21 aby z samego rana dojechać na miejsce, załadować DKWkę i wyruszyć w drogę powrotną. Był 28 kwietnia (piątek), deszcz, wiatr... Niesprzyjające warunki do wyprawy za wschodnią granicę. Ok, a więc wyruszamy. Po 5 km okazało się, że zamiast światła stopu i kierunkowskazów mamy "choinkę" na lawecie. Przy każdej próbie hamowania światła przygasały, bądź migały.
No wspaniale... Dojechaliśmy do Lęborka. Na stacji paliw sprawdziliśmy wszystko, przedmuchaliśmy wtyczki. Nic nie przyniosło efektów.
Wracamy... Wjechaliśmy na warsztat i okazało się, że moduł haka "świrował".
Po jakimś czasie, nie poddając się, wyruszyliśmy ponownie w trasę.
Godzina 7:00 piszę do Christiana czy oby na pewno będzie na nas czekał. Otrzymałem wiadomość, że już na nas czeka z ciepłymi bułkami od piekarza :)
Po godzinie 8 byliśmy na miejscu. I tu zdziwienie! Christian wraz z żoną i dziećmi czekali z gorącą kawą i pysznymi bułkami.
Po śniadaniu załadowaliśmy DKWkę na lawetę, dopełniliśmy wszelkich formalności i wyruszyliśmy w drogę powrotną.
Mijały kolejne kilometry i kolejne godziny. Bezcenne były miny osób, które mijały nas po drodze. Zainteresowanie tym, co mieliśmy na lawecie było ogromne ;)
Na jednym z parkingów pewien Niemiec zapytał czy może zrobić sobie zdjęcia, gdyż bardzo podobał się jemu nasz wehikuł czasu.